środa, 11 listopada 2015

Filip Springer "13 pięter"


O tym, jakie mam zaległości w pisaniu może świadczyć fakt, że 13 pięter kupiłam i przeczytałam w trakcie trwania Literackiego Sopotu. Możesz planować, że przeczytasz i opiszesz coś zaraz po premierze, a potem remont, przeprowadzka, studia, praca, choroba i zanim się obejrzysz jest połowa listopada, a książka leży i czeka od kilku miesięcy…
            O Filipie Springerze usłyszałam przy okazji wydania Źle urodzonych. Mimo, że były to reportaże, które dotyczyły architektury nowoczesnej, będącej poza kręgiem moich bezpośrednich zainteresowań, wiedziałam, że MUSZĘ ją przeczytać (a nawet mieć na półce). A potem nagle okazało się, że ten Springer to geniusz jakiś, wszyscy go czytają, wszyscy wykrzykują zachwyty, a ja mam w plecy już nie jedną, a cztery książki jego autorstwa. Dlatego kiedy ukazała się zapowiedź 13 pięter postanowiłam, że kupuję i czytam od razu.
            13 pięter dzieli się na dwie części. Część pierwsza, historyczna, przedstawia sytuację mieszkaniową Polaków w dwudziestoleciu międzywojennym. Springer stara się pokazać, że okres ten nie był taki cudowny, jak nam się zazwyczaj przedstawia. Zapominamy, że po odzyskaniu niepodległości wielu mieszkańców prowincji zjechało do Warszawy w poszukiwaniu pracy i lepszego życia, a kończyli na bruku. Arystokracja i inteligencja, stanowiła jedynie 2% mieszkańców stolicy, jednak to oni są bohaterami większości przekazów dotyczących tego okresu. Dlatego Springer pisze o tych pozostałych, 98%. Pisze o schroniskach dla bezdomnych, barakach i jamach wykopanych w nasypach kolejowych. A potem pisze o ludziach, którzy widzieli ten problem, więc założyli jedną z pierwszych spółdzielni mieszkaniowych dla robotników. I to właśnie Stanisław Tołpiński, Teodor Toeplitz i Warszawska Spółdzielniach Mieszkaniowa są głównymi bohaterami tej części.
W części drugiej przedstawionych jest kilkanaście współczesnych historii ludzi, którzy mieli jakieś „przygody” w związku ze swoją sytuacją mieszkaniową. Mamy tu rodzinę, która mieszka w garażu, bo przeliczyła się ze swoimi możliwościami finansowymi, starszych ludzi wyrzucanych z domu przez czyścicieli kamienic czy przedstawicieli „frankowiczów”. Są tu historie smutne, wywołujące niedowierzanie i zdenerwowanie, zapadające w pamięć.
Nie będę ukrywać, że bardziej zainteresowała mnie część współczesna. Historia Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, mimo że była potrzebna, bo dobrze pokazuje, że przez te 100 lat prawie nic się nie zmieniło i wciąż mamy takie same problemy, momentami mnie nużyła i przytłaczała ilością nazwisk, dat i liczb. Z kolei w drugiej części, każdy znajdzie historię, którą mniej lub bardziej będzie mógł porównać do swojej sytuacji. Bo kto nie wynajmował nigdy mieszkania? Ja sama czytałam tę książkę w momencie, w którym czekaliśmy na odbiór własnego mieszkania, dlatego szczególnie zapadła mi w głowie historia o upadłym deweloperze.
Springer ma lekkie pióro, więc, mimo że 13 pięter dotyczy ciężkiego tematu, czyta się je szybko i „łatwo wchodzi”. Nie znaczy to, że lektura nie pobudza do refleksji. Dzisiaj posiadanie miejsca do mieszkania jest przywilejem, a tak nie powinno być. Dlatego trzeba czytać 13 pięter i trzeba je podsuwać ludziom młodym, którzy kiedyś zajmą się polityką. To w nich jest nadzieja, że kiedyś możliwość wynajęcia ładnego mieszkania, w którym można żyć „jak u siebie” lub kupno własnego lokum na porządnych warunkach stanie się naszym prawem.


            PS. Swoją drogą, jest to kolejna książka, na którą zwróciłabym uwagę nie znając autora i treści, ale ze względu na okładkę. Widać, że polskie wydawnictwa coraz częściej stawiają na ładne i dobrze zaprojektowane okładki, które przyciągną oko potencjalnego czytelnika, co bardzo cieszy.

Filip Springer 13 pięter, Wydawnictwo Czarne

1 komentarz:

  1. Chyba właśnie lekkie pióro cenię u pisarzy najbardziej, więc nie powiem, zachęciłas mnie :)
    zapraszam: http://czytam-pisze-recenzuje-polecam.blogspot.com ^^

    OdpowiedzUsuń