sobota, 16 stycznia 2016

Wywody booki na temat sztuki #2 Mistrzowie pastelu. Od Marteau do Witkacego, Muzeum Narodowe w Warszawie



Od jakiegoś czasu urządzam sobie regularne wycieczki do Warszawy tylko po to, aby zobaczyć aktualną wystawę czasową w Muzeum Narodowym. Kiedy dobrze się nad tym zastanowię to od początku 2014 roku nie dotarłam tylko na Olgę Boznańską, mimo że miałam ją w planach. Niemniej, na dwa tygodnie przed końcem, udało mi się dotrzeć na wystawę Mistrzowie pastelu. Od Marteau do Witkacego, o której Wam dzisiaj opowiem.

O co w ogóle chodzi?


Muzeum Narodowe posiada sporą kolekcję pasteli, która na co dzień nie jest pokazywana szerokiej publiczności (poza niektórymi wyjątkami). Nawet teraz, kiedy zorganizowano dla nich specjalną wystawę, trwa ona dość krótko, bo raptem 3 miesiące (dla porównania wystawa Aleksandra Gierymskiego trwała 5 miesięcy). Istnieją dwa główne powody, dla których tak się dzieje. 

Zazwyczaj technika ta służyła do wykonywania obrazów na papierze i kartonie, które źle znoszą wystawienie na mocne światło (ten sam problem pojawia się przy grafikach). Dlatego, kiedy już pokazujemy takie obiekty, światło jest przytłumione i może się nam wydawać, że w sali jest dość ciemno.
Drugi powód jest chyba bardziej oczywisty. Przypomnijcie sobie jak w szkole malowaliście pastelami. Suche pastele bardzo mocno się kruszą, wszystko brudzą i łatwo się osypują. Stąd pionowa ekspozycja na ścianie jest dla nich po prostu niebezpieczna.

Ciekawostka: wydawałoby się, że pastele są pewnego rodzaju kredkami więc dzieła wykonane przy ich użyciu są rysunkami. Nic bardziej mylnego. Pastele są wymieszanymi z kredą pigmentami, a sama technika zalicza się do technik malarskich, więc dzieła są… obrazami ;)

Zanim zaczniesz zwiedzać


To co zawsze boli mnie w Muzeum Narodowym w Warszawie to cena biletów. Byliśmy w muzeum we wtorek, kiedy to wstęp na wystawy stałe jest całkowicie bezpłatny (w inne dni bilet ulgowy kosztuje 10 zł). Szkoda tylko, że jeśli chcesz zobaczyć wystawę czasową, musisz kupić bilet-pakiet na wszystkie ekspozycje za 15 zł. Po prostu nie ma możliwości kupienia tańszego biletu tylko na wystawę czasową.

Jest ktoś, kto nie zna tego obrazu?
Stanisław Wyspiański Autoportret, 1902
15 zł w portfelu mniej i kilkadziesiąt schodów wyżej

Mimo, że z zamkniętymi oczami trafiłabym pod drzwi sal, w których organizowane są wystawy czasowe, nawet osoba, która jest w tym muzeum po raz pierwszy nie powinna mieć problemu ze znalezieniem odpowiednich drzwi bowiem na ścianie wisi wielki banner, a tuż obok drzwi, widoczny z daleka roll-up.

Po drugiej stronie lustra

Po wejściu do pierwszego pomieszczenia widzimy, że nie ma tutaj ogromnych tablic z opisami, które mogłyby zdominować eksponaty. Każda część wystawy posiada jedynie króciutkie, kilku zdaniowe wprowadzenie, dzięki któremu od razu łapiemy koncepcję wystawy. Bardzo podobne, zwięzłe opisy umieszczone są, w dostępnym w kilku miejscach, bezpłatnym folderze.

Koncepcja wystawy jest jasna i wszystko układa się w całość. Oglądanie zaczynamy od najstarszych, XVI i XVII wiecznych obiektów, pochodzących z okresu, kiedy pastele nie były jeszcze modne i powszechnie używane. Dalej poruszamy się nie tylko zgodnie z chronologią, ale także tematami, które przedstawiali artyści. Pierwszą salę wypełniają głównie XVIII-wieczne portrety. Mamy tutaj sporo cudownie słodkich rokokowych obrazków, które przez większość widzów były dość szybko mijane, a mi sprawiły ogromną przyjemność.


Philippe Dupuy Portret młodej kobiety w błękitnej sukni, przed 1751
Peter Adolf Hall Portret Heleny Apolonii Massalskiej księżnej de Ligne, po 1779



W kolejnej sali przenosimy się do XIX wieku, w którym z jednej strony miłość do pastelu osłabła (właśnie przez skojarzenie z uroczym, dworskim rokokiem), a z drugiej nadal wykonywano w tej technice całą masę portretów. Jest to jednak całkiem inny typ portretu, bardziej poważy i „wyważony”. Możemy też zauważyć, że zaczynają się pojawiać przedstawienia w klimacie literatury romantycznej i sceny żołniersko-konne (zaryzykowałabym skojarzenie „powstańcze”). Mimo, że do dzieł Wyspiańskiego zostało trochę czasu, pojawiają się już inspiracje ludowością.
Olga Boznańska Autoportret, ok. 1906
Dalej cała sala pejzaży, w różnych klimatach. A kiedy pooglądamy już widoczki zaczyna się ta NAJ część wystawy. Przełom XIX i XX wieku to powrót popularności techniki pastelowej w całej Europie. Stąd mamy trochę dzieł zagranicznych artystów, trochę polskich nieznanych nazwisk. A potem cała sala Wyspiańskiego i Wyczółkowskiego. I jeszcze trochę Witkacego na koniec. Ale mimo mojej ogromnej miłości do Wyspiańskiego i Witkacego, największe wrażenie zrobiła na mnie inwentaryzacja skarbca wawelskiego, którą zrobił Wyczółkowski. Jakie to są piękne obrazy!


Leon Wyczółkowski Trumna świętego Stanisława, 1907
Warunki wystawiennicze i podejście do zwiedzającego
Jak wspominałam w tekście dotyczącym wystawy Grzech są dwie rzeczy, na które zawsze zwracam uwagę będąc w muzeum. Pierwsza dotyczy warunków ekspozycji, a dokładniej mówiąc oświetlenia.

Jak wspomniałam pastele są pod tym względem wymagające, a oświetlenie nie może być zbyt mocne. Bardzo dobrze to widać w małej salce na wystawie stałej, w której na co dzień wisi kilka pasteli Wyspiańskiego. Jest tam, najzwyczajniej w świecie, ciemno. Na wystawie czasowej światło nie jest tak mocno przygaszone, ale nie razi po oczach. Większość obrazów prezentowana jest za szybą, a chyba na żadnym nie zauważyłam okropnych odbić, wszystko można było ładne zobaczyć. Co ciekawe, światło mocno odbijało się od tabliczek z podpisami, tak, że trzeba było stanąć pod odpowiednim kątem żeby je przeczytać. To już jest jednak czepianie się na siłę, oświetlenie nie przeszkadza w ogóle w odbiorze wystawy.
Stanisław Ignacy Witkiewicz Portret Prospera Szmurło, 1928
Druga sprawa to możliwość wykonywania zdjęć. Nad tym tematem również rozwodziłam się w poprzednim tekście. Na wejściu zapytałam pani sprawdzającej bilety o możliwość wykonywania zdjęć. Otrzymałam grzeczną odpowiedź, że oczywiście można, ale bez lampy. Zrobiłam przeszło 500 zdjęć (obiekt+podpis) i nikt nie zwrócił mi uwagi. Czego chcieć więcej?

Okołowystawowo


Na sam koniec sprawa dotycząca gadżetów. Muzeum Narodowe w Warszawie już dawno kupiło mnie ulotkami dla dzieci, które są dostępne przed wejściem na każdą wystawę. Są GENIALNE. Trochę informacji, śmieszne rysunki i zadania, które dziecko może wykonać na miejscu w muzeum, ale także po powrocie do domu. Zawsze biorę sobie komplet do domu mimo, że już dawno wyszłam poza grupę docelową tych ulotek.


Wydano oczywiście katalog wystawy, jednak przestałam zaglądać do muzealnej księgarni, kiedy zobaczyłam cenę katalogu wystawy Gierymskiego (kosztował ponad 200 zł). Cóż, ceny dostępnych tam artykułów powalają. Pamiętam, że nawet zakładki czy inne duperele były obiektywnie drogie. Z tego co wiem, ten katalog kosztuje ok 100 zł, więc pewnie nikt poza osobami, które zawodowo zajmują się tą tematyką nie skuszą się na jego kupno.
Nie wiem jak inne gadżety, bo tak jak wspomniałam, omijam sklepik z pamiątkami. Tym razem jeszcze prędzej przeszłam dalej, bo kusił mnie Proteusz Jacka Dehnela, który wyceniono na 95 zł…

Muzeum organizuje też bardzo dużą ilość wydarzeń okołowystawowych. W ciągu tej godziny, którą spędziłam oglądając pastele widziałam dwie grupy (jedna podstawówkowa, druga na oko licealna), które naprawdę z zainteresowaniem oglądały obrazy, słuchały przewodniczek-animatorek i rozwiązywały zagadki. Cieszy to cholernie, chociaż trochę przeszkadzało w oglądaniu ;)

Słowem podsumowania

Jeśli będziecie w Warszawie przed końcem stycznia i chociaż trochę interesuje Was sztuka (niewspółczesna) KONIECZNIE skierujcie swoje kroki do Muzeum Narodowego. Jest to kolejna, bardzo dobra wystawa zorganizowana przez tę instytucję, którą warto zobaczyć.

Leon Wyczółkowski Miecz koronacyjny Augusta III, włócznia św. Maurycego i miecz Zygmunta Augusta, 1907
A jeżeli lubicie obrazy malowane pastelem, Wyspiańskiego, Witkacego albo Wyczółkowskiego, obiecuję, że znajdziecie się w raju. Ja byłam. Gdyby nie to, że mieliśmy inne plany, a P. nie wchodził ze mną na pastele, jestem pewna, że spędziłabym tam drugie tyle czasu.

1 komentarz:

  1. To była naprawdę dobra wystawa w MNW. Największe wrażenie zrobiły na mnie dzieła, które najmniej znałam i raczej nie kojarzyłabym ich z tą techniką: XVIII-wieczne portrety i cykl Skarbiec wawelski Wyczółkowskiego.

    OdpowiedzUsuń